Gabriela Bogaczyk Mimo że już wyszedłem, to wciąż budziłem się o piątej rano i patrzyłem w okno, żeby sprawdzić, czy na pewno nie ma tam krat. Wychodzi się z tym, z czym się tam przyszło. Na pewno pamiątek nie zabierałem, ja nic od nich nie chcę. Miałem swoją torbę podróżną z rzeczami osobistymi. Papierosy wziąłem tylko na drogę, resztę kolegom zostawiłem - opowiada 58-letni Adam, który jest pierwszym mieszkańcem domu dla byłych więźniów w Lublinie. To było dwa i pół roku. Bliscy wtedy myśleli, że przebywa za granicą. Brzmiało wiarygodnie, bo wcześniej przez 12 lat był kierowcą. Woził np. meble do Stuttgartu. - Ja nie siedziałem za złodziejstwo, nikogo nie zabiłem. Siedziałem za kredyt: 30 tys. złotych na rozruch firmy handlowej. Przez sześć lat płaciłem, ale ktoś rat nie płacił. Była umowa słowna ze znajomymi, ale żaden z nich się nie wywiązał. Stałem się kozłem ofiarnym. Tylko ja poszedłem siedzieć. Wyszedłem jak Zabłocki na mydle. Nie ja jeden i nie ja ostatni - kwituje. Przeczytaj artykuł. Poznasz historie ludzi, którzy wyszli z więzienia i... No, właśnie. I co dalej? Pozostało jeszcze 87% chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp. Zaloguj się Zaloguj się, by czytać artykuł w całości Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
25 lat więzienia z możliwością ubiegania się o warunkowe zwolnienie dopiero po 20 latach - taki wyrok usłyszał dziś po ponad dwuletnim procesie były prezydent Zabrza za zabójstwoTemat dosłownie spadł z nieba. Sam czekam co to będzie ze mną, jak już uporam się z moimi nałogami (oczywiście nie wszystkie przekreślam, te najbardziej mi szkodliwe) Nigdy mnie nie interesowała jedna substancja, dlatego nie mam co wpisać, ciągów też brak, ale poszło tego wszystkiego zdecydowanie za dużo jeśli chodzi o 'wszechstronność' - od słabej nikotyny po najsilniejsze DMT. Jak na razie próbuje ogarnąć swoją gospodarkę hormonalną. Myślę że to podstawa w moim przypadku, ale jest to do zrobienia i jak efekty będą wyraźne, to faktycznie będę mógł doświadczyć dobrego kopniaka, a na jaki czas - tego jeszcze nie wiem, PEA może się znowu wypalić. Jeszcze bym dopisał, bo w sumie wyżej napisałem to tak jakby to był jakiś mega problem, anhedonia - ten aspekt mnie najbardziej zaciekawił, jak czytałem o chorobach psychicznych. Mnie widocznie to już od młodszego brało, introwertyczna postać - grałem dobrze w piłkę, po pewnym czasie odkryłem lepszy sport(mądrzejszy i z wielkim potencjałem), mianowicie elektroniczny-sport(gry), pisze o tym bo przed hajpem to były moje największe pasje, ale do czego zmierzam. do tego że kurwa ludzie z mojego otoczenia, typowe zjeby nie zaliczające się do żadnej grupy na wikipedii, po prostu śmiali się ze mnie że grałem w counter-strike'a, no dobra jakoś przyjąłem to na siebie, ale w myślach(oczywiście nie na głos-aby się nie rozwijali), pomyślałem sobie, kurwa tej zjeb śmieje się ze mnie że gram w cs'a a on gra i interesuję się takim zjebanym i tępym(już wtedy dla mnie był) sportem jak np. piłka nożna. Dziś już esport się pojawia co raz bardziej na całym świecie, w tv itp, i nagle kurwa te chujce są pod wrażeniem że takie coś istnieje, gdzie ja to praktykowałem 10lat temu i kiedy to było totalnie 'underground'. No i o co w tym wszystkim chodzi? Chodzi o nic. No generalnie chodzi o tolerancje na wszystko. Jak kiedyś pierwszy raz przeczytałem o anhedonii to coś mi dało do myślenia (jakbym się zakochał) ale co tego nie potrafię opisać, to jest aktualnie we mnie, anhedonia ? osiągnięcie tego co chcieliśmy ? wewnętrzny spokój ? może ktoś kto wymyślił medytacje miał anhedonie ? może anhedonia to oświecenie ? Nie odczuwanie przyjemności ? przecież przyjemność(a w nadmiarze) to szatan, mi na tym w ogóle nie zależy, mi o takie efekty właśnie chodziło, tyle że miałem ostro zajebaną gospodarkę hormonalną za sprawą kilku spraw(o dziwo one dają dużo przyjemności) to wynika z tego że wtedy tłumiłem anhedonie sztucznym gównem, no i sprawiałem zawsze wrażenie rozchwianego chłopaczka, tak obecnie dużo rzeczy mi nie daje 'przyjemności' ale pytanie czy ja tą przyjemność chcę? Nie ja jej już nie chcę. scalono - WRB A, i na anhedonie polecam - anhedonie, a jak ktoś zapyta co na nudę to wiadomo co, ktoś kiedyś na forum napisał że nuda to też stan umysłu, i może okazać się całkiem ciekawy. Nie idźmy tym tropem, że wszystkie choroby psychiczne(jeśli tak to nazwać) mają same minusy, mają również pozytywne efekty, np. takie lęki(czucie) że np. ktoś za mną idzie, mogą pomóc w uratowaniu swojego życia lub osoby w pobliżu, przykładowo jak ktoś chciałby nas od tyłu zabić, mózg jest wydajniejszy(stosuje jakaś formę telekinezy) niż u przeciętnego głupola. Zwykłe kobiety doświadczają takiego czegoś idąc samotnie nocą przez park. Z resztą jest temat "mądrzy ludzie biorą narkotyki" i jest trochę fajnych rzeczy napisanych, może w przyszłości doczekamy się nowych zmian w mózgu do którego będzie przypisana dana nazwa. Wszystko chyba zależy od nas, jak my to wykorzystamy. Np. dragi mogły spowodować że teraz nauczysz się życia bez takich przyjemności, ja miałem ten fart od samego już początku że w dragach nie chodziło mi o te 'różowe okulary'. Uwaga! Użytkownik polymerase nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
— Zaczęło się w wieku jedenastu lat od kanapki ukradzionej koleżance z klasy. Dlaczego Pan to wtedy zrobił? — Byłem głodny. To był pierwszy raz kiedy zrobiłem coś złego. — A potem? — Kradłem portfele, kradłem w sklepach, w autobusach. Później były włamania do mieszkań. Nawet nie wiem w którym momencie stałem się złodziejem. Tak jak człowiek uzależnia się od alkoholu, narkotyków, hazardu tak ja uzależniłem się od kradzieży. — Dlaczego tamten jedenastolatek był tak głodny, że aż ukradł? — Ojciec od nas odszedł. Z kilkorgiem rodzeństwa zostaliśmy z mamą, która była alkoholiczką. Mamę zwolnili z pracy. Nie mieliśmy pieniędzy na jedzenie, na ubranie, wyłączali nam prąd i wszystko co tylko mogło być wyłączone. Mama nie dawała sobie rady. Zjawiali się w naszym domu różni „wujkowie”, którzy jak wypili to znęcali się nad mamą, nad nami. Wiele razy byłem świadkiem gwałtu na mamie. Dla dziecka, które musi to oglądać, to było coś strasznego. To nie było życie. To była totalna degradacja. — Co Pan wtedy czuł? — Nienawiść i ból. Uważałem, że cały świat jest zły. Że wszyscy ludzie zadają innym ból i cierpienie. Myślałem, że ludzie, którzy mówią, że kochają to kłamią. Bo gdyby kochali, to nie robiliby takich złych rzeczy tak jak mój ojciec. Mówił, że nas kocha, a bił mamę i bił mnie i moje rodzeństwo. Szedł do kościoła katolickiego i wracał pijany. Przestałem wtedy wierzyć w Boga. — Skąd kilkunastoletni chłopak wiedział jak ukraść portfel? — Spotkałem na swojej drodze ludzi o wiele, wiele starszych od siebie. I nikt mi nie powiedział: nie rób tego, bo możesz zbłądzić. Przeciwnie. Uczyłem się jak robić te złe rzeczy, żeby nie złapali I żebym nie musiał siedzieć w więzieniu. Było nas sześciu małolatów, a nad nami trzech recydywistów. To był młodzieżowy gang. — Co robiliście? — Jeździliśmy do innych miast i tam kradliśmy. Albo jechaliśmy nocą na wybrane osiedle i robiliśmy włamania. Wchodziliśmy przez okno albo przez balkon. Pamiętam sceny jak wchodziliśmy do domu, spali mąż, żona i dzieci, a my kradliśmy im pieniądze, złoto i wszystko, co miało jakąś wartość. Ludzie spali i nie wiedzieli, że po ich domu ktoś chodzi i kradnie. — Jaka była najgorsza rzecz, którą Pan zrobił? — Trudno powiedzieć, tyle tego było. — Gwałty? — To akurat nie. Były pobicia, napady, okaleczania. — Liderzy tego gangu byli dla Pana autorytetami? — Tak. Cieszyłem się, kiedy ktoś mnie pochwalił. Czułem, że gdzieś należę. Chciałem być lepszy niż inni. Kiedy ktoś z włamania przyniósł złoto i pieniądze to ja starałem się przynieść więcej. — Kiedy robił Pan coś złego to sprawiało to Panu przyjemność? — Czułem się zadowolony i spełniony. Wierzyłem, że jestem na dobrej drodze. Kiedy patrzyłem jak ludzie żyją, to myślałem sobie, ze nie chcę tak żyć.— Jak? — Normalnie, tak jak ludzie żyli. Dla mnie to było coś głupiego. Myślałem sobie: co to za życie chodzić do pracy? To się wzięło stąd, że ja nie znałem tego normalnego życia. Kiedy poszedłem do poprawczaka, wpajano mi, że jestem nikim i, że nic nie osiągnę. Wychowawcy mnie maltretowali. Uciekałem, robiłem próby samobójcze. I coraz bardziej zamykałem się w sobie. Przestałem reagować na jakiekolwiek bodźcie, na uczucia. — Nie miał Pan wyrzutów sumienia, kiedy komuś robił krzywdę? — Nie. — Nie działał na Pana czyjś krzyk i płacz? — Jak sam to robiłem to nie. Ale – i to było dziwne – nie lubiłem, kiedy ktoś okradał lub robił krzywdę starszym osobom. Nienawidziłem jak ktoś zdradzał drugą osobę w związku. Nie lubiłem kiedy ktoś się spóźniał. Lubiłem ludzi sumiennych, konsekwentnych, prawdomównych. To są dobre cechy, ale ja ich używałem, żeby robić złe rzeczy. Czasami myślę, że ktoś to dobrze wymyślił, że człowiek ma dobre i złe cechy. Nikt nie rodzi się od razu bandytą. Rodzi się zdrowy, normalny, z różnymi zaletami i wadami i potem od różnych sytuacji zależy czy wykorzysta swoje dobre czy złe cechy.— Jak to jest spędzić w więzieniu dwadzieścia pięć lat? — To jest straszne miejsce, przedsionek piekła. Najgorszemu wrogowi się tego nie życzy. — Przecież ma się za darmo dach nad głową, jedzenie… — W więzieniu trzeba być złym, bo jeżeli człowiek pokaże choć trochę słabości to go zjedzą. Są kary, hierarchie. Jedni drugich biją, okradają, wykorzystują seksualnie. A najgorsze rzeczy dzieją się w więzieniu dla kobiet. Kobiety są bardziej okrutne, wyrafinowane i podłe.— Co Pan tam robił na co dzień? — Dużo ćwiczyłem, czytałem książki, chodziłem na spacery. Wielu ludzi przychodziło do mnie po poradę. Planowałem różne rzeczy, które zrobię po wyjściu z więzienia: napady, włamania, handel. Rozporządzałem ludźmi. — Czy był taki czas, że za tą działalnością szły dobre pieniądze? — Pewnie, że tak, ale co to za życie jak ciągle żyje się w strachu? W każdej chwili mogła wjechać policja albo konkurencja. W każdym momencie można było zginąć. To było życie na ciągłym oriencie. Idziesz na zabawę. Jest fajnie, bo jest muzyka, są narkotyki, alkohol, kobiety, ale jest też ciągły lęk. W tamtym czasie ciągle czułem stres, ale nie wiedziałem czym to jest spowodowane. — Jak to się stało, że zmienił Pan swoje życie o 180 stopni? — Nawróciłem się. To się stało kiedy odsiadywałem ostatni wyrok w więzieniu dla najbardziej niebezpiecznych przestępców. Na spacer wychodziłem skuty, w pomarańczowym kombinezonie. Nie widziałem innych ludzi, współwięźniów. Nie miałem kontaktu z ludźmi. Jedzenie i książki z biblioteki podawał mi funkcjonariusz. Znowu myślałem o samobójstwie. Na spacery wychodził ze mną człowiek, który miał obserwować czy nie biorę jakiegoś przerzutu, nie kombinuję czegoś. Ten człowiek był osobą wierzącą, czytał pismo święte. Chciał opowiedzieć mi o Chrystusie. Kiedy to zrobił to przyszła mi do głowy myśl, że wyjdę na spacer i zabiję jego albo strażnika. A kiedy strażnik będzie do mnie strzelał to wtedy zginę. — Coś jednak nie poszło po Pana myśli. — Kiedy z tym planem wyszedłem na spacer, ten człowiek powiedział do mnie, że opowie mi ewangelię. Chodziłem dookoła, a ten poszedł do mnie i mówi: Jezus cię kocha. Wyzwałem go, ale chodziliśmy dalej. Idę i tak myślę, w którym momencie mam to zrobić. Tak, żeby strażnik wziął broń i zaczął do mnie strzelać. Wtedy ten człowiek znowu do mnie poszedł i znowu mówi: Jezus cię kocha. I wtedy ja go zacząłem bić. Strażnik zamiast mu pomóc to uciekł. Przyszła atanda (przyp. red.: w więziennej gwarze specjalna jednostka straży więziennej), ale on już leżał nieprzytomny. Jego zabrali do szpitala, mnie do celi dźwiękoszczelnej. W mojej głowie cały czas były słowa: Jezus cię kocha. Nie mogłem się ich pozbyć. Myślałem, że ten człowiek umrze. Jednak wrócił do życia, odzyskał zdrowie. Przychodzili do niego, żeby podpisał oświadczenie o sprawę sądową, ale on nie chciał. Kiedy się o tym dowiedziałem, czułem się wstrząśnięty. — Wyszedł Pan z więzienia. Co dalej? — Było bardzo ciężko. Wcześniej nigdy nie pracowałem, nie miałem przyjaciół, bliskiej rodziny. Musiałem się tego wszystkiego nauczyć. Nawet mówić uczyłem się od nowa. Nagrywałem się na taśmę i odsłuchiwałem czy nie słychać grypsu. — Jak Pan sobie poradził z poukładaniem codziennego życia? — Czułem obecność Jezusa, wspierał mnie w najtrudniejszych momentach. Dawne środowisko dawało o sobie znać. Przychodzili do mnie i mówili: Po co ci to? Nie masz nic, jesteś nikim. A jak wrócisz do mnie, będziesz miał wszystko. — Kiedy człowiek wychodzi z więzienia musi gdzieś spać, coś jeść. Miał Pan jakieś wsparcie? — Niektórzy ludzie myślą, że nachapałem się pieniędzy i po wyjściu z więzienia mogłem sobie żyć jak król. To jest nieprawda. Wszystko, co miałem oddałem państwu, kiedy się nawróciłem. Porządkowałem swoje sprawy, chciałem odciąć się od tamtego życia i tamtych pieniędzy. Z więzienia wyszedłem w jednych spodniach, w jednych butach i w jednej koszuli. Miałem przy sobie sto trzydzieści złotych.— To gdzie Pan poszedł? — Przyjęła mnie daleka rodzina. Jak się później okazało, byli przekonani, że mam dużo pieniędzy, liczyli na zysk. A ja nie miałem co jeść, nie miałem pieniędzy. Szukałem pracy, ale nikt nie chciał mnie zatrudnić. Chodziłem do MOPS-u i do innych instytucji. Wszyscy rozkładali ręce. Wyszedłem z więzienia i chciałem zmienić swoje życie. Potrzebowałem, żeby ktoś mi pomógł, ale okazało się, że nie ma ani żadnych programów, ludzi i pieniędzy na, to, żeby mnie wesprzeć na początku. Pomógł mi Prezydenta Miasta Ostrowa Poszedłem do niego, pokazałem mu papiery, powiedziałem mu kim jestem. Rozmawialiśmy, w międzyczasie jego sekretarka przyniosła mi śniadanie. Zadzwonił do MOPS-u i polecił, żeby mi pomogli. Wtedy po raz pierwszy napisała o mnie Gazeta Ostrowska. Zorganizowali zbiórkę rzeczy dla mnie. — Od tamtej pory minęło kilkanaście lat. Teraz jeździ Pan z wykładami wśród młodych przestępców. Czy oni w ogóle Pana słuchają? — Wracam do tych samych miejsc wiele, wiele razy i otrzymuję mnóstwo informacji, że to o czym mówię na spotkaniach faktycznie dociera do nich. Nie chcę, żeby uczyli się na swoich błędach. Niech uczą się na moich. Po to, to robię – nie dla pieniędzy, ani po to, żeby Pani robiła ze mną ten wywiad. — Czego najbardziej Pan żałuje? — Tego, że mama i ojciec zmarli zanim się zmieniłem. Wierzę, że gdyby to zobaczyli to i oni by się Śluz2. Dziękuję wszystkim protestującym w związku z moim aresztowaniem w czwartek 10-go, w tym uczestnikom pikiety pod więzieniem w Tarnowskich Górach. To bardzo wzruszające słuchać Roty zza krat 😉 Z relacji wynika, że milicja Rzeszy próbowała przegonić pikietę spod więzienia, ale bez skutku – koledzy się nie dali. 32-letni Sądeczanin niedawno wyszedł z więzienia i od pierwszego dnia wolności zaczął ponownie kraść. Został zatrzymany przez policję i usłyszał 31 zarzutów. Teraz za kratami może spędzić wiele lat bo kradzieży dopuścił się w warunkach recydywy. Sądeccy policjanci zatrzymali złodzieja-recydywistę, który od kilku miesięcy okradał drogerie, markety i sklepy zlokalizowane głównie w Nowym Sączu. - Jego łupem padło 55 opakowań markowych perfum, blisko 40 kremów oraz inne kosmetyki, a także elektryczne szczoteczki do zębów, żelazka, prostownice do włosów, damskie torebki, saszetki i torby podróżne, srebrna biżuteria, drogie alkohole, kawa, papierosy oraz elektronarzędzia- wylicza Aneta Izworska z biura prasowego sądeckiej policji. Wspomniane kradzieże to nie jedyne przestępstwa jakie 32-latek popełnił po wyjściu z więzienia. Mężczyzna okradł też dwie skarbony, przywłaszczył sobie dwa telefony komórkowe, portfele z pieniędzmi i dokumentami, a z terenu posesji zabrał kosiarkę spalinową i nożyce do przycinania żywopłotu. Wartość skradzionych przedmiotów to ponad 33 tysiące złotych. - Na podstawie obszernego materiału dowodowego sądeccy policjanci przedstawili mężczyźnie łącznie 31 zarzutów. Sądeczanin odpowie za liczne kradzieże, w tym kradzieże kart bankomatowych i dokumentów stwierdzających tożsamość oraz za kradzież z włamaniem, za co grozi kara do 10 lat pozbawienia wolności- mówi Aneta Izworska z KMP w Nowym Sączu. Wyrok może być jednak surowszy, bo 32-latek był już wcześniej karany za podobne przestępstwa, a na dodatek swój przestępczy proceder rozpoczął już pierwszego dnia po wyjściu z więzienia. Muzeum Neonów w Warszawie Trudno wyobrazić sobie gorszego zwyrodnialca, niż Joseph Fritzl (87 l.). Austriak, który przez 24 lata gwałcił uwięzioną w piwnicy córkę, w 2008 roku został zatrzymany, a w 2009 Sebastian wyjechał z Polski w poszukiwaniu zarobku. Miał go szukać w Hiszpanii. Pewnego dnia jego matka odebrała telefon – z Ekwadoru. - Powiedział, że jest w ekwadorskim więzieniu – mówi pani Jolanta, matka Sebastiana. – Spytałam: dziecko, co się stało? On: tak wyszło, mamuś, ratuj, pomóż, bo tu jest strasznie. Sebastian wpadł podczas przemytu kokainy. Nie wiedział, że przewozi narkotyki. Jego zleceniodawcy powiedzieli mu wcześniej, że wiezie diamenty. Dostał najwyższy wyrok spośród wszystkich Polaków skazanych za przemyt narkotyków – 14 lat. Trafił do jednego z najcięższych więzień w Ekwadorze. O losie Sebastiana i innych Polaków, odsiadujących wyroki w ekwadorskich więzieniach zaczęto w Polsce mówić po emisji programu TVN ”Cela”. Rządzi w nich więzienna mafia, broń jest w powszechnym użytku, kwitnie handel narkotykami. Polacy znajdujący się na dnie więziennej hierarchii żyją w stałym lęku o swoje życie. O bezpieczeństwo polskich więźniów z niezwyczajną determinacją walczy konsul honorowy RP w Ekwadorze Tomasz Morawski. To jemu udało się uzyskać zwolnienie warunkowe dla Sebastiana. Choć nadal pozostawał pod stałym nadzorem służb więziennych, faktycznie był na wolności. - Wyszedłem i nie wiedziałem, co robić – mówi Sebastian. – A jakoś wszystko się ułożyło. Dzięki pomocy konsula zaczął pracować w laboratorium medycznym do późnej nocy. Miał zakaz opuszczania Ekwadoru. Przez długie miesiące czekał na możliwość powrotu do kraju. W końcu uzyskał zgodę po tym, jak Ekwador podpisał konwencję strasburską o przekazywaniu więźniów. Sebastian trafił do aresztu śledczego w Katowicach, gdzie czekał na posiedzenie sądu. Od tego, jak polski wymiar sprawiedliwości zinterpretuje ekwadorski wyrok zależało, czy wyjdzie na wolność. Sąd uchylił mu areszt. Przed bramą więzienia czekali na niego rodzice, brat i konsul Tomasz Morawski. - Nie wierzyłem w to, że jestem wolny, myślałem, że to sen, po którym obudzę się w więzieniu – mówi Sebastian. – Chcę znaleźć pracę, zacząć normalnie żyć. Co dalej będzie, jeszcze nie wiem. W więzieniu w Quito, gdzie przebywał Sebastian, na powrót do kraju czeka jeszcze dwóch Polaków.
Dariusz Piekarczyk W Zakładzie Karnym w Sieradzu, jednym z najcięższych w Polsce, karę pozbawienia wolności odbywa ponad 800 osadzonych. Jest w tej grupie 14 z wyrokiem dożywocia. Pracuje tam ponad 250 funkcjonariuszy... Jednym z osadzonych odbywających długoletni wyrok jest 37-letni Mariusz. Dostał 25 lat pozbawienia wolności. Po 15 może ubiegać się o warunkowe zwolnienie. W sieradzkim Zakładzie Karnym przebywa od 19 lat. Dotychczas Sąd Penitencjarny nie wydał jednak decyzji o warunkowym przedterminowym zwolnieniu. Ponownie jego wniosek o wcześniejsze warunkowe opuszczenie zakładu sąd będzie rozpatrywał w czerwcu. - Nie nastawiam się, że tym razem się uda, że wyjdę na wolność, choć zawsze szansa jest - mówi. - Większość mojego życia przeżyłem za kratami. Kapitan Michał Bogus, rzecznik prasowy Zakładu Karnego w Sieradzu, tłumaczy, że Mariusz trafił do więzienia za dokonanie zabójstwa jako niespełna 18-letni chłopak. Wdał się w bójkę na dyskotece i zabił człowieka. Wyrok zostaje do końca życia - Najgorsze były pierwsze lata - wspomina osadzony. - Wyobraża pan sobie, mieć prawie 18 lat, życie się zaczyna, chce się żyć, a tu nagle koniec tego wszystkiego. Największy szok przeżyłem na pierwszej przepustce, a za mury wyszedłem po raz pierwszy po 16 latach. Wokół mnie mnóstwo kolorów, wszędzie zieleń, świat pulsuje, inne samochody, ruch na ulicach, ludzie z telefonami komórkowymi. Jak szedłem do więzienia, to był dopiero początek komórek. Takie wielkie „cegły” wchodziły wtedy do sprzedaży. W głowie zaczęło mi się kołować. Kiedy wszedłem do domu nie wiedziałem jak mam się zachować. Usiąść na krześle, zrobić sobie herbaty. Szok, po prostu szok. Rodzice i znajomi przyjęli mnie jednak pozytywnie. Mariusz wspomina, że ciężkie były też pierwsze święta Bożego Narodzenia i Wielkanoc. - Teraz, można powiedzieć, że świąteczny recydywista jestem - mówi. - Pewnie zastanawia się pan jak się żyje z tym co zrobiłem? Na początku odkreśliłem to co było grubą krechą i zacząłem życie od nowa, za murami. Myśli jednak często wracają do wydarzeń, które wywarły piętno na moim życiu. Z tym poradzić sobie nie potrafię, ale i naprawić nie mogę. Wie pan, z więzienia kiedyś wyjdę, ale nie spod wyroku. Ten pozostaje do końca życia. Nasz rozmówca jakoś sobie poradził z życiem za kratami. Jest zatrudniony w zakładowej kuchni. Ma pracę, utrzymuje kontakt z rodziną, wychodzi na przepustki. Jego proces resocjalizacji przebiega właściwie. - Dzięki pracy łatwiej mi planować przyszłość, życie na wolności, choć o tym akurat jakość mocno nie myślę. Po pracy wrócę do swojej trzyosobowej celi, obejrzę jakiś program telewizyjny. Czekam na kolejną przepustkę i możliwość spotkania z rodziną. To moje życie - podkreśla. - Przypadek tego osadzonego jest przykładem skuteczności stosowanych oddziaływań penitencjarnych - mówi Michał Bogus. - Mimo perspektywy długoletniego wyroku osadzony potrafił odnaleźć się w więzieniu. Korzysta z pomocy wykwalifikowanej kadry penitencjarnej oraz proponowanych oddziaływań, które mogą ułatwić mu powrót do prawidłowego funkcjonowania w społeczeństwie po opuszczeniu murów więzienia. Dariusz Piekarczyk Tak wygląda jedna z „uliczek” na terenie sieradzkiego więzienia. Po prawej stronie mur od strony miasta. Główna ulica w Zakładzie Karnym nazywana jest... Piotrkowską Mordercy, gwałciciele, złodzieje Sieradzkie więzienie jest jednostką, w której kary pozbawienia wolności odbywają osadzeni skazani za różne, często bardzo ciężkie przestępstwa. Długoletnie wyroki mają mordercy, gwałciciele, sprawcy kradzieży i rozbojów. Jest wśród nich mężczyzna, który upozorował wypadek samochodowy swojej żony, a następnie podpalił samochód z kobietą wewnątrz. Za kratami siedzą też bracia, którzy zgwałcili i zamordowali kilkunastoletnią dziewczynę. Jest osadzony, który uprowadził dziecko biznesmena, następnie żądał okupu, aż w końcu dopuścił się morderstwa. Służba w więzieniu jest więc naprawdę ciężka. Najciężej mają oddziałowi. Oni są na pierwszej linii, bo mają stały, bezpośredni kontakt z osadzonymi. - Zdarzają się ataki osadzonych na funkcjonariuszy - dodaje Michał Bogus. - Mimo specjalnych szkoleń i kursów funkcjonariuszy nie da się zupełnie wyeliminować takich incydentów. Czasem, próbując wymusić jakąś decyzję na administracji, posuwają się do samookalecznia. Najczęściej się tną, bądź połykają różne przedmioty. Funkcjonariusze więzienni walczą także z przemytem. Próby dostarczenia na teren zakładu karnego niedozwolonych lub niebezpiecznych przedmiotów dokonywane są w różnoraki sposób. Ostatnio dzięki czujności jednego z funkcjonariuszy udało się udaremnić próbę przemytu substancji narkotycznych ukrytych w dezodorancie, który był przesyłany w paczce. Często ktoś z zewnątrz próbuje też przerzucać różne przesyłki przez mur więzienny. Więźniowie skargi piszą Więźniowie, w tym i ci „długoterminowi”, bardzo chętnie piszą też skargi na administrację więzienną. W 2016 roku w samym tylko Sieradzu było około 300 takich pism. Na co najczęściej skarżą się osadzeni? Głównie na warunki bytowe, jedzenie oraz służbę zdrowia. - Potrafią nawet zmierzyć temperaturę posiłku - mówi Włodzimierz Zaustowicz, funkcjonariusz Zakładu Karnego w Sieradzu. - Nie mówiąc już o tym, że ważą porcje jedzenia. W Sieradzu, w grupie ponad 800 osadzonych, są nie tylko Polacy, ale też Bułgarzy, Ormianie, Rosjanie. Wśród osadzonych czternastu odbywa karę dożywotniego pozbawienia wolności. Jest też kilkudziesięciu tzw. długoterminowców, czyli tych, którzy skazani zostali na więcej niż 10 lat więzienia. - Do odbycia kary osadzony zgłasza się sam bądź zostaje doprowadzony przez policję - wyjaśnia Michał Bogus. - Na początek trafia do celi przejściowej. Przebywa tam nie dłużej niż przez 14 dni. W tym czasie przechodzi badania lekarskie. Są też badania mające pomóc funkcjonariuszom w poznaniu jego osobowości. Zapoznaje się też z podstawowymi aktami prawnymi dotyczącymi wykonywania kary pozbawienia wolności i porządkiem wewnętrznym na terenie więzienia. Są także spotkania z wychowawcą, psychologiem. Potem zbiera się komisja penitencjarna składająca się w głównej mierze z kierowników poszczególnych działów. Na podstawie wszystkich zebranych informacji dokonują klasyfikacji osadzonego. Często ze względu na rodzaj popełnionego przestępstwa osadzeni trafiają do specjalnie dobranej grupy wychowawczej. Karę odbywają z osadzonymi za podobne przestępstwa. Przykładem są choćby gwałciciele bądź sprawcy przemocy w rodzinie. Chodzi o zapewnienie im bezpieczeństwa. Tacy skazani w więziennej społeczności nie są z reguły tolerowani i wymagają specjalnego nadzoru i ochrony. Przy rozmieszczaniu osadzonych trzeba także brać pod uwagę to, czy palą papierosy oraz czy należą do podkultury przestępczej. - W sieradzkim zakładzie funkcjonują cele jednoosobowe oraz wieloosobowe. Największe z nich przeznaczone są dla sześciu skazanych - mówi Michał Bogus. - Do „pojedynek” trafić mogą jedynie ci osadzeni, którzy dostaną zgodę na samodzielne przebywanie w pomieszczeniach. Wiąże się to z uzyskaniem pozytywnych opinii służby zdrowia, psychologa, wychowawcy czy też działu ochrony. Co ciekawe. długowyrokowcy nie muszą odbywać kary we własnym gronie. Dariusz Piekarczyk To jedna z cel, w której osadzeni dbają o porządek. Nie jest to jednak regułą Codziennie zjadają 1500 chlebów Ponad 800 skazanych to potężne wyzwanie dla administracji, aby zapewnić choćby wyżywienie. Nic dziwnego, że kuchnia więzienna, zatrudniająca do 30 osadzonych, pod nadzorem funkcjonariusza, pracuje praktycznie przez całą dobę. - Żeby poznać skalę tego tematu trzeba wiedzieć, że dziennie do posiłków wydaje się około 1500 bochenków chleba - mówi Michał Bogus. - Osadzeni mają trzy posiłki dziennie, w tym dwudaniowy obiad. Jadłospis ustala dział żywnościowy i to tak, żeby nie powtarzał się w ciągu dwóch tygodni. W żywieniu skazanych występują także diety zlecone przez lekarzy oraz żywienie wynikające na przykłąd z wyznania osadzonych. Jednym słowem - to największa kuchnia w regionie łódzkim... Przy tak licznym zgrupowaniu ludzi na małej przestrzeni, aby wszystko prawidłowo funkcjonowało muszą być określone i przestrzegane pewne normy. Służba Więzienna bazuje na Kodeksie Karnym Wykonawczym, regulaminach porządkowych odbywania kary pozbawienia wolności oraz porządku wewnętrznym zakładu, który praktycznie reguluje życie więzienne. Osadzeni mają swe prawa i obowiązki. Funkcjonuje też system kar i nagród. Skazanemu, który wyróżnia się dobrym zachowaniem lub takiemu, którego chce się zachęcić do poprawy zachowania, mogą być przyznawane zezwolenia na dodatkowe lub dłuższe widzenia, a w pewnych przypadkach na widzenia bez dozoru poza obrębem zakładu karnego z osobą najbliższą lub osobą godną zaufania (na okres nie przekraczający jednorazowo 30 godzin). Skazani podlegają również odpowiedzialności dyscyplinarnej za naruszenie nakazów lub zakazów wynikających z przepisów. Karami dyscyplinarnymi są między innymi, pozbawienie korzystania z niektórych zajęć kulturalno-oświatowych lub sportowych (na okres do 3 miesięcy), czy pozbawienie możliwości otrzymania paczek żywnościowych (do 3 miesięcy). Za poważniejsze przewinienia osadzony może być ukarany bardziej dotkliwą karą - w skrajnych przypadkach nawet umieszczeniem w celi izolacyjnej na 28 dni. Więzień chętnie czyta... głównie akty prawne - W więzieniu funkcjonuje biblioteka - dodaje Michał Bogus. - W oddziałach mieszkalnych zainteresowani osadzeni zapoznają się z listą dostępnych woluminów i zamówienia przekazują oddziałowym. Książki dostarczane są do cel, w których przebywają. Co najczęściej czytają? Największym zainteresowaniem cieszą się akty prawne, ale skazani sięgają również po pozycje historyczne, thrillery, biografie czy też romanse. - Są też organizowane zajęcia sportowe, turnieje, wystawy - dodaje Michał Bogus. - Choćby obecnie w naszej świetlicy prezentowana jest wystawa upamiętniająca zbrodnię katyńską. Przygotowana została dzięki funkcjonującemu porozumieniu o współpracy zawartemu z Instytutem Pamięci Narodowej. Organizujemy też spotkania z ciekawymi ludźmi. W sieradzkiej jednostce gościli znani aktorzy, pisarze, sportowcy. Obecnie planujemy wizytę Artura Kozłowskiego, polskiego olimpijczyka i aktualnego mistrza Polski w maratonie. Potrzebują duchowego wsparcia Ksiądz Michał Styczyński z sieradzkiej parafii pod wezwaniem Wszystkich Świętych jest kapelanem więziennym. Raz w tygodniu, w więziennej świetlicy, odprawiana jest msza święta. Osadzeni, w tym i długowyrokowcy, chętnie uczestniczą w nabożeństwach. Msze święte są także transmitowane przez więzienny radiowęzeł. Zawiązała się grupa modlitewna, która ma spotkania dwa razy w miesiącu. Najpopularniejsze wśród osadzonych jest wyznanie rzymsko-katolickie, ale z potrzebującymi spotykają się też przedstawiciele Świadków Jehowy, Kościoła Ewangelickich Chrześcijan, Adwentyści Dnia Siódmego, czy Kościół Zielonoświątkowy. Praca jest ważna Zarówno funkcjonariusze jak i osadzeni zgodnie podkreślają, że bardzo istotnym elementem życia więziennego jest praca wykonywana przez skazanych, w tym i tych odbywających długoletnie kary. W sieradzkim więzieniu zatrudnionych jest teraz około 40 procent skazanych. To dużo. Pracują odpłatnie, ale są też i tacy, którzy za wykonaną pracę zapłaty nie otrzymują. - Dzięki realizowanemu programowi „Praca dla więźniów” skazani zatrudnienie znajdują również poza murami zakładu. Funkcjonujący program pozwala potencjalnym prywatnym kontrahentom na preferencyjne warunki zatrudnienia skazanych. W pierwszej kolejności pracę otrzymują ci osadzeni, którzy mają zobowiązania finansowe, a więc płacą alimenty - mówi Michał Bogus. - Ogromną rolę w prawidłowym i skutecznym procesie resocjalizacji skazanych odgrywają również programy resocjalizacyjne, w których uczestniczą osadzeni. Są wśród nich także programy, które mają przeciwdziałać agresji, aktywizować zawodowo, promować zdrowy styl życia czy też przeciwdziałać uzależnieniom. Dariusz Piekarczyk Sieradzkie więzienie jest zakładem karnym typu zamkniętego z oddziałami półotwartymi w Męckiej Woli i na terenie więzienia - Ten ostatni program jest niezwykle ważny, choćby dlatego, że znaczący odsetek osadzonych, którzy trafiają do zakładów karnych, popełniło przestępstwo będąc pod wpływem alkoholu lub narkotyków - dodaje Michał Bogus. - Jest też pomoc postpenitencjarna, polegająca na świadczeniu pomocy socjalnej więźniom przebywającym w zakładzie karnym i tym wychodzącym na wolność. Pomoc ta to, między innymi, aktywizacja zawodowa, promocja zatrudnienia, pomoc informacyjna, pomoc prawna, pomoc terapeutyczna, psychologiczna a nawet celowa pomoc materialna w postaci środków pieniężnych czy też odzieży. Zakład Karny w Sieradzu współpracuje z urzędami pracy, hufcami pracy, kuratorami sądowymi czy też z pomocą społeczną. Prowadzi także dla skazanych kursy zawodowe i dokształcające: brukarzy, tynkarzy, malarzy czy kursy komputerowe. Osadzony kończąc taki kurs otrzymuje uprawnienia lub kwalifikacje, które pomagają mu poruszać się na rynku pracy po wyjściu na wolność. Michał Bogus dodaje też, że system zabezpieczeń techniczno-ochronnych jednostki zmienił się na przestrzeni ostatnich lat. Obecnie jest rozbudowany, a nowinki techniczne dotyczą też osadzonych. Niektórzy z nich, po spełnieniu określonych warunków mogą na przykład kontaktować się z najbliższymi za pomocą komunikatora internetowego.PovMP.